Fragment rozmowy z Danielem Rumiancewem, opublikowany w książce dr Magdaleny Janoty-Bzowskiej „Spotkanie z mistrzem – dyskusje w obszarze sztuk pięknych”, wydanej nakładem Wydawnictwa Akademii Pedagogiki Specjalnej, pod patronatem Instytutu Edukacji Artystycznej APS im. Marii Grzegorzewskiej, Warszawa 2020
Wyjechałeś do drugiego pokoju.
Zrobiłem to, ponieważ trochę boję się podróżować. Byłem parę razy w dalekich miejscach, ale tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś tam mnie zaprosił, zawiózł, namówił do zrobienia wystawy.
W ten sposób znalazłeś się w Indiach?
Wyprawa do Indii zaczęła się od tego, że Janek Simon wybrał pięcioro artystów w Polsce, dla których zdobył pieniądze na dwumiesięczny plener, o którym on później nakręcił film dokumentalny. Byli to ludzie, którzy kojarzyli mu się najbardziej z tym, że w swojej postawie twórczej mają jakieś objawy negatywizmu. Ja chyba byłem głównym przykładem – nie jeżdżę na stypendia, obawiam się rzeczywistości, nowych ludzi, jestem ironiczny i trochę depresyjny (a przynajmniej wtedy tak było). Byłem wtedy przykładem artysty po polsku zdołowanego, który nagle ma znaleźć się w pięknym miejscu na Ziemi, w którym jest co prawda biednie, ale w którym wszyscy są zadowoleni i jest słońce. Pytaniem było, czy coś wyniknie ze spotkania Polaka z tymi biednymi, ale szczęśliwymi ludźmi. Ja sobie nie za bardzo dałem radę. Początek był trudny. Dla mnie poważnym problemem jest zorganizowanie się w nowym miejscu. Jestem niezaradny życiowo, zastanawiam się jak coś załatwić, gdzie są sklepy. Do tego miałem w tym czasie problem z poznawaniem nowych ludzi. Jak jest znajoma ekipa, to jest mi o wiele łatwiej. Ale i tak od razu się rozchorowałem, złapałem grypę.
Wracając do „Wyprawy do drugiego pokoju”, fotografowałeś siebie i swoje mieszkanie wykorzystując wyświetlane slajdy.
Kluczowe było spasowanie slajdu z architekturą, ze skalą człowieka. Wiadomo, że niektóre zdjęcia pokazują tylko wycinek rzeczywistości, przybliżający kadr, więc nie da się go użyć w pewnej skali. Przebierałem się do zdjęć. Użyłem na przykład skafandra kosmonauty, aby pasować do kosmicznego pejzażu. Ingerencje w moje mieszkanie były nieduże. Polegały na przesunięciu mebli lub dowieszeniu jakiejś belki. Chociaż nie, pomalowałem wtedy kuchnię na biało do zdjęć. Pojawiły się wątki osobiste, np. postanowiłem „wziąć ślub” w psychodelicznym entourage’u koreańskim. Wszystko zmieszałem w jakiejś pulpie wizualnej. Przebierałem się w futro mojej mamy albo za himalaistę. Właściwie tej pracy nigdy nie skończyłem. Za każdym razem gdy ją pokazuję, to coś nowego dorabiam. Chciałbym, żeby slajdów było ze czterdzieści, a obecnie jest dwadzieścia sześć. Pojawiły się też slajdy, gdzie już w ogóle nie ma postaci, a także takie, w których co prawda jestem, ale bez żadnego przebrania, w stroju domowym, codziennym. Na wystawach prace te prezentowane są z obrotowego rzutnika. Ważny jest rytm, dźwięk jaki towarzyszy przerzucaniu kolejnych slajdów przez rzutnik, jest w tym jakaś niepokojąca, mechaniczna monotonia.
Także inne prace powstały w Twoim mieszkaniu.
Praca, która składa się tylko z dwóch zdjęć nazywa się „Brudne naczynia na moim balkonie”. Datowana jest na lata 2005–07. Wśród znajomych byłem znany z tego, że przez długi czas mogłem nie myć naczyń. Kiedyś spoczywały one u mnie w czarnym worze pod stołem. To był wyrzut. Coś skrywanego. Ciemna materia. Każdy ma swój brud życiowy. W końcu wymyłem naczynia z czarnego wora, ale gdy po jakiejś imprezie znowu były brudne, tym razem wystawiłem je w czerwonej misce na balkon. Pierwsze zdjęcie pochodzi z końca zimy 2005 roku, a drugie z początku zimy 2005. Sfotografowałem je tak, że naczyń tam nie widać, w obydwu przypadkach przykrywa je bowiem śnieg. Tego widz nie musi wiedzieć, czy aby na pewno jakieś brudne naczynia rzeczywiście tam były. To jest temat, który lubię. Coś jest ukrywane. Czegoś nie widać w pracy, ale ona coś sugeruje. Jest to praca o moim wstydzie, o ukrywaniu brudu. Kiedy pojawiła się na naczyniach góra śniegu wydało mi się to po prostu fajne. Kolejna zima i kolejna góra śniegu i zdjęcie. Na przeciwko balkonu było łóżko, na którym spałem. Któregoś dnia wiosną 2005 roku ktoś zastukał do mnie w okno, gdy spałem. To byli robotnicy, którzy wymieniali balkony i poprosili, aby wszystko zabrać, tak to się skończyło. Ta praca jest w kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi. Jest to pomysł na sztukę którą przynosi codzienność. Patrzę co się wokół mnie dzieje. Staram się być uważnym widzem.
dr Magdalena Janota-Bzowska
Daniel Rumiancew
W latach 1990–1995 studiował na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W 2002 roku ukończył Wydział Komunikacji Multimedialnej na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, gdzie uzyskał w Pracowni Fotografii Intermedialnej prof. Krzysztofa Baranowskiego dyplom magistra sztuki w dziedzinie fotografii. W 2008 r. otrzymał stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jego domeną są działania konceptualne. Tworzy przy użyciu takich narzędzi jak wideo, fotografia, performans, instalacja i obiekty artystyczne. Jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie oraz zbiorach NInA. Mieszka i pracuje w Warszawie.
He studied at the Faculty of Philosophy and Sociology of the University of Warsaw in 1990–1995. In 2002, he graduated from the Department of Multimedia Communication at the Poznań Academy of Fine Arts, obtaining a master’s degree in Photography from the Intermedia Photography Studio of Prof. Krzysztof Baranowski. In 2008, he received a scholarship from the Ministry of Culture and National Heritage. He practices conceptual art, using video, photography, performance, installation and art objects. His works are in the collection of the Museum of Modern Art in Warsaw and the NInA. He lives and works in Warsaw.